Wielkanocny Poniedziałek to już dla nas tradycyjnie wyprawa na Kalatówki na zawody narciarskie na starym sprzęcie. To świetna zabawa zarówno dla zawodników jak i dla kibiców... a dzieciaki patrzą z niedowierzaniem, że na czymś takim w ogóle da się zjeżdżać!
Na Kalatówki tego dnia ciągną tłumnie i zakopiańczycy i turyści, więc na ciszę i spokój na dojściu nie ma co liczyć. My jak zwykle szukamy wariantu trochę mniej tłocznego i powyżej braci Albertynów ( warto tu zajrzeć) skręcamy na szlak na Halę Kondratową.
Na Kalatówki dochodzimy od dołu hali i potem czeka nas podejście pod schronisko. Na szczęście jesteśmy na nartach turowych i sankach ( najmłodszy uczestnik wycieczki - 3,5 letnia Zosia ), więc nie wpadamy po pas w śnieg, którego w tym roku jest naprawdę dużo.
Mimo dotkliwego zimna kibice dopisują i jest naprawdę dużo dobrej zabawy. Są wyścigi na czas i zawody w jeździe stylowej. Jest i wielka śniegowa pisanka, którą z zachwytem oglądają wszystkie dzieciaki.
Potem gorąca herbata w schronisku i uciekamy przed lodowatym wiatrem do domu. Tym razem nie doczekaliśmy na dekorację medalistów...
Na nartach szybko dojeżdżamy do nartostardy z Kasprowego, z Goryczkowej i wszyscy łącznie z Zośką szusujemy w dół. Za rok znowu tu wrócimy!
Może tym razem wystartujemy... wszak stare narty wiszą u nas w domu na ścianie...