Piękny wrześniowy weekend. Zakopane przeżywa oblężenie. Wszyscy chcąc nacieszyć się jeszcze latem ruszają na szlaki. A my?
My uciekamy do Bukowiny na rowery... Tym razem jadą tylko "zawodowcy". Czteroletnia Zosia zostaje pod opieką dziadków, a tata aż zaciera ręce z radości, że tym razem nie będzie musiał ciągnąć za sobą "bagażu"...
Auto zostawiamy na bezpłatnym parkingu przy wyciągach na Rusińskim Wierchu. I ruszamy w stronę Bukowiny.
Początkowo jazda idzie nam lekko i przyjemnie, bo prawie cały czas z górki. Ale tylko do ronda... Tu zaczynają płynąć pot i łzy. Nasza dzielna dziewięcioletnia rowerzystka buntuje się, zsiada z roweru i prowadzi go, aż do zjazdu na Brzegi.
Po krótkim odpoczynku idzie nam już dużo lepiej. Samochody, mimo że jedziemy przez wieś, zniknęły z oczu, a droga jest bardzo urozmaicona. W samych Brzegach to zjazd na łeb, na szyję w dół. Dobrze jest mieć kask na głowie...
W końcu dojeżdżamy do rzeki i tu rozkładamy się na dłuższy piknik na skraju wody. Widoki piękne, a wokół cisza i spokój.
Gdy siły wracają, wsiadamy z powrotem na rowery i dojeżdżamy do Jurgowa, małej spiskiej wsi założonej przez zbójnika Jurko i jego bandę w XVI w. Wieś znajdowała się pod panowaniem różnych władców i na początku XX przyjezdni dziwili się ludowi, który "ma się za Madziarów, rozmawia w domu, śpiewa i modli się po polsku, a w kościele śpiewa po słowacku".
Jadąc drogą przez wieś trafiamy na wystawę "Jurgów na starej fotografii" w dawnej remizie strażackiej, a na przeciwko na zabytkową chłopską chałupę ( w niedzielę można zwiedzać za darmo).
We wsi ostał się jeszcze stary tartak i zabytkowy drewniany kościół, gdzie msze św. nadal odprawiane są w dwóch językach (po polsku i słowacku).
Ciekawie tu i bardzo spokojnie, czas stanął w miejscu, ale my musimy jechać.
Dalej droga prowadzi przez Czarną Górę (zabytkowa część wsi leży dużo wyżej niż główna droga, trzeba zboczyć ze szlaku, my tym razem rezygnujemy-nie mamy już siły) do ronda, z którego kierujemy się na Nowy Targ.
Jedziemy kawałek dość zatłoczoną szosą i na wysokości stacji benzynowej skręcamy w lewo, w drogę stromo pnącą się pod górę. To drugi odcinek trasy, na którym nasza córka ( i nie tylko ona...) zsiada z roweru. Na szczęście po 10 minutach spaceru spadek łagodnieje, a wokół pól roztaczają się przepiękne panoramy gór. Tu ruch samochodów jest znikomy i wśród pięknych widoków, niestety cały czas pod górę, docieramy na nasz parking.
Trasa piękna, ale zdecydowanie dla amatorów górskich odcinków :)
Mapka trasy.